Whisky w stolicy szkockich Highlands
Lata osiemdziesiąte XX wieku i kryzys, z jakim wówczas poradzić sobie musiał szkocki przemysł gorzelniczy, przyniosły niepowetowane straty w branży. Zlikwidowano wówczas wiele gorzelni, które entuzjaści whisky wspominają z łezką w oku, ale też sporą liczbę takich, o których zdążyliśmy zapomnieć. O ile bowiem Brora już rozpoczęła ponowną działalność, w Port Ellen i Rosebank prowadzone są intensywne prace nad przywróceniem stanu rzeczy sprzed czterech dekad, o tyle dla dziesiątek innych destylarni los nie był tak łaskawy. Coraz mniej osób kojarzy nazwy Glen Flagler, Glenugie czy North Port, nie mówiąc o tych, którzy pamiętają smak wytwarzanej w nich whisky.
Wraz z zamknięciem trzech działających lokalnie destylarni, gorzelniczą pustynią stało się Inverness, miasto uznawane za stolicę szkockich Highlands, jeden z ważniejszych ośrodków w tej części Szkocji. Do 1983 roku działały tu Glen Albyn, Glen Mhor i Millburn. Dwie pierwsze zniknęły bez śladu, a w ich miejscu (zlokalizowane były po sąsiedzku) znajduje się obecnie centrum handlowe. Millburn ostała się w postaci części budynków, nad którymi góruje charakterystyczny komin. Wewnątrz jednak znajdziemy pokoje gościnne, a nie aparaturę odpędową, czy beczki z dojrzewającą whisky. Millburn, a przynajmniej to, co się z niej ostało, opatrzona jest bowiem obecnie szyldem Premier Inn.
Uilebheist Distillery to odpowiedź na ten brak, doskwierający niejednemu u ujścia rzeki Ness. Prawdziwie miniaturowa destylarnia i browar zaczną działać jeszcze w tym roku, a pięć podstawowych gatunków piwa dostępnych będzie już w listopadzie. Destylarniana część przedsięwzięcia to plany napełniania około 200 beczek rocznie, co uczyni Uilebheist Single Malt Whisky jedną z najrzadszych i najtrudniej dostępnych whisky na szkockim rynku. Whisky dojrzewać będzie w beczkach po burbonie i po sherry. Jak zapewnia Bruce Smith, menadżer destylarni i browaru, nie da się powiedzieć, kiedy whisky pojawi się na rynku. Zabutelkowana zostanie dopiero wtedy, gdy będzie się do tego nadawała, gdy osiągnie odpowiednią jakość. Przypomina to podejście, jakie zastosowano w kilku innych nowych destylarniach, jak Isle of Harris czy Ballindalloch, na których produkty w dalszym ciągu czekamy, mimo iż od chwili ich założenia minęło już odpowiednio 7 i 8 lat.
Zgodnie z obowiązującymi aktualnie trendami dotyczącymi wpływu przemysłu na środowisko, Uilebheist będzie zakładem wykorzystującym naturalne źródła energii w stopniu maksymalnym. Energię elektryczną zapewnić ma turbina napędzana prądem przepływającej obok rzeki Ness. Stamtąd też czerpana będzie woda potrzebna na wszystkich etapach produkcji, w tym woda stanowiąca podstawowy składnik whisky. Jak mówi Jon Erasmus, właściciel Uilebheist, pijąc produkowaną tam whisky konsumenci dosłownie smakować będą szkockich Highlands. Z kolei, gorąca woda, powstająca w procesie produkcji whisky, wykorzystywana będzie po sąsiedzku, w kompleksie Glen Mhor Hotel.
Nazwa destylarni to gaelickie słowo na potwora, i jest ono ewidentnym nawiązaniem do legendarnego stwora zamieszkującego podobno wody jeziora Loch Ness, z którego wypływa rzeka Ness. Koszt uruchomienia destylarni i browaru to 6 milionów funtów. Zatrudnienie przy produkcji trunków, jak i w sekcji zajmującej się obsługą ruchu turystycznego, znajdzie 40 osób. Warto w tym miejscu zacytować Jona Erasmusa, który zapowiada, że jeśli chodzi o atrakcje dla zwiedzających, Uilebheist "podniesie poprzeczkę" w tej dziedzinie. Każdy, kto widział atrakcje przygotowane dla zwiedzających choćby w nowym Visitor Centre w Glenlivet, w nowo otwartym VC w Cardhu czy w destylarni Macallan wie, że to odważna deklaracja.
Nam pozostaje czekać na spełnienie obietnic właściciela i menadżera nowego zakładu. A przy okazji wizyty w Inverness, wpaść na lokalnie warzone piwo. Kiedy pojawi się Uilebheist Single Malt Whisky, na pewno będziemy o tym tutaj pisać.
[04.07.2022 / zdjęcie: Uilebheist Distillery]