Singleton

Singleton

08/02/2018
Niedawna premiera najstarszej jak dotąd edycji Glendullan, a mianowicie Singleton of Glendullan 40yo stanowi dobrą okazję, by przyjrzeć się marce Singleton i przypomnieć pewne fakty, niektóre być może nieco zapomniane.

Singleton zadebiutowała na rynku w 1986 roku. Whisky jednak nie pochodziła z żadnej z destylarni dzisiaj kojarzonych z tą marką. Była to Singleton of Auchroisk 10yo. Jak twierdził wówczas producent, zrezygnowano z nazwy destylarni na rzecz właśnie Singleton, gdyż… konsumenci najczęściej nie wiedzieli jak tę nazwę poprawnie wymawiać. Coś w tym jest, bo do dziś wśród koneserów whisky szkockiej nie ma zgody co do wymowy Auchroisk.

O 10-letniej Singleton of Auchroisk warto pamiętać z dość ważnego powodu. Była to bowiem pierwsza powszechnie dostępna whisky, w produkcji której zastosowano na dużą skalę proces dodatkowego dojrzewania, tzw. wood finishing – dojrzewała najpierw w beczkach po burbonie, po czym była przelewana na końcowy etap leżakowania do beczek po sherry. Powszechnie dziś stosowana technika, w tamtym czasie była w fazie eksperymentów, a jej rezultaty na tyle niepewne, że właściciel marki nie zdecydował się ujawniać tego faktu na etykiecie i nie wykorzystywać go w działaniach marketingowych. Na rozpoczęcie triumfalnego pochodu whisky „finiszowanych” trzeba było poczekać do 1993, kiedy to debiutowała Balvenie 12yo DoubleWood, i 1996, gdy na scenę wkroczyły Glenmorangie Madeira Wood Finish i Sherry Wood Finish. Reszta jest historią. Przynajmniej w tej dziedzinie.

Mogło się wydawać, że marka Singleton została przypisana destylarni Auchroisk już na stałe, pojawiły się nawet edycje rocznikowe. Została ona jednak wycofana z rynku w 2001, kiedy to Auchroisk dołączyła do popularnej serii Flora & Fauna, już pod nazwą destylarni. Jak się okazało za kilka lat, w Diageo mieli inny pomysł na Singleton.

Pomysł ten był mianowicie taki, żeby korzystając z potencjału trzech różnych destylarni wypromować markę, która może zawalczyć co do rankingów sprzedażowych z największymi bestselerami sektora single malt, czyli przede wszystkim Glenfiddich i Glenlivet. W 2006 roku na rynku pojawiła się więc Singleton of Glen Ord 12yo. Krótko potem Singleton of Glendullan 12yo, wreszcie w następnym roku miała miejsce premiera Singleton of Dufftown 12yo. Wszystkie pakowane w charakterystyczne butelki, wszystkie w tym samym wieku, wszystkie z destylarni o niemałym potencjale, dotąd słabo promowanych jako single malts. Co więcej, w związku z tym, że eksperyment pod nazwą Singleton wprowadzany był stopniowo, a odsetek produkcji każdej z trzech destylarni sprzedawany pod tą marką był stosunkowo niewielki, postanowiono podzielić światowy rynek i każdą z trzech whisky przeznaczyć na inny obszar. I tak, Singleton of Glen Ord trafiła na rynek azjatycki, Singleton of Glendullan na rynek północnoamerykański, a Singleton of Dufftown zarezerwowana została dla Europy.

Sukces marki był na tyle duży, że spowodował konieczność rozbudowy destylarni Glen Ord i faktyczne podwojenie jej wydajności w 2014 roku. Do podstawowych wersji każdej z trzech Singleton dołączyły edycje NAS (whisky bez deklaracji wieku), w tym znane z naszych rodzimych sklepów edycje Sunray, Tailfire i Spey Cascade (Singleton of Dufftown). Od 2015 roku whisky ze wszystkich trzech destylarni dystrybuowane są już na całym świecie. Ciągle pod marką Singleton, a Diageo nie ukrywa, że chce w ten sposób zawalczyć z największymi markami single malt. Jak dotąd, Singleton udało się uplasować na pozycji piątej, po Glenfiddich, Glenlivet, Macallan i Glenmorangie. Łatwo nie będzie, bo wszystkie cztery wymienione destylarnie też pracują nad zwiększeniem wydajności.

Tymczasem Singleton of Glendullan 40yo, której premiera sprowokowała całe te rozważania i wspominki, to nie tylko nowa – choćby i najstarsza – edycja Singleton. To jednocześnie pierwsza whisky słodowa w nowej serii firmowanej przez Diageo, a mianowicie Forgotten Drop. W jej skład mają wejść whisky stare, niezwykłe, zapomniane, limitowane. Jak powiedziała Maureen Robinson z Diageo, przeszukuje się najbardziej niedostępne zakamarki magazynów należących do koncernu, w poszukiwaniu właśnie takich beczek, prawdziwych perełek wśród single malts koncernu. Z definicji, ich edycje będą niezwykle limitowane i nietanie. Coś trochę jak pamiętne Rare Malts.

Singleton of Glendullan 40yo dojrzewała wyłącznie w beczkach drugiego napełnienia po amerykańskim burbonie. Zabutelkowano ją jako cask strength, z mocą 58,6%, bez filtrowania i barwienia karmelem. Zapasów czterdziestoletniej Glendullan wystarczyło do napełnienia 600 butelek. Każda z nich kosztuje 2.300 dolarów amerykańskich. Dostępne są w azjatyckich sklepach sieci travel retail.


[Zdjęcie: Diageo]
Pokaż więcej wpisów z Luty 2018
pixel