Aqua Vitae zamiast ginu
07/06/2018
W historii whisky szkockiej zbawienny wpływ długoletniego leżakowania destylatu na jego jakość odkryty został stosunkowo niedawno. Prawny wymóg stosowania beczek dębowych do dojrzewania whisky – minimum trzy lata – to wszak dopiero druga dekada XX wieku. A przecież o destylacji alkoholu w Szkocji wspomniano już pod koniec XV wieku, kiedy to w sprawozdaniu podatkowym pojawił się braciszek John Cor i słód jęczmienny, z którego miał wyprodukować aqua vitae dla króla Jakuba IV.
Zanim jednak szkocka whisky trafiła do beczek, a nawet zanim nazwano ją whisky, trzeba było zrobić coś, ów surowy destylat uszlachetnić, by ostatecznie okazał się godny nawet królewskiego podniebienia. Pożądany efekt osiągano stosując wszelkiego rodzaju zioła, owoce lub miód, które w dużym stopniu pomagały złagodzić palący smak ówczesnego trunku. Nietrudno się domyślić, że receptura ulegała zmianom w zależności od lokalnej dostępności owych dodatków smakowych, jak i pory roku. Średniowieczna aqua vitae była produktem zarówno lokalnym, jak i sezonowym.
Podobnie jak wszystkie nowo powstające w Szkocji destylarnie, współcześni spadkobiercy spuścizny braciszka Johna Cora, Lindores Abbey Distillery, musieli znaleźć dla siebie sposób na przetrwanie pierwszych trzech lat funkcjonowania. O renesansie szkockiego ginu już wspominaliśmy – wiele nowych destylarni, by zadowolić dział księgowości we wstępnym okresie swojej działalności, oferuje właśnie jałowcówkę. W Lindores Abbey przyjęto inną strategię.
Od samego początku funkcjonowania Lindores Abbey Distillery, oprócz destylatu rozlewanego do beczek, który w przyszłości opatrzyć można będzie mianem whisky, wytwarza się tu także jak najbardziej tradycyjną Aqua Vitae. Jest to ten sam destylat, oparty na słodzie jęczmiennym i otrzymywany w procesie dwukrotnej destylacji w miedzianych alembikach. Jednak zamiast trafić do beczek, dodaje się do niego mieszankę ziół, dzięki czemu uzyskiwany jest niezwykły, wyrazisty aromat i smak. Dokładnie tak, jak robiono to za czasów Johna Cora. Co więcej, dokłada się wszelkich starań, by receptura oparta była o składniki dostępne w bezpośredniej bliskości destylarni, oraz by były one również dostępne za czasów działalności tutejszych mnichów. Trudno się dziwić, że w destylarni usytuowanej w tak historycznym miejscu, jak bezpośrednie sąsiedztwo opactwa Lindores, stawia się na czerpanie pełnymi garściami ze średniowiecznej tradycji. I ani na krok nie chce się od niej odstępować.
I tak, oferowana współcześnie Aqua Vitae z Lindores Abbey wykorzystuje popularne zioła, zbierane między innymi wśród znajdujących się po drugiej stronie drogi ruin historycznego opactwa. Są to między innymi przytulia czepna, werbena cytrynowa oraz marchewnik anyżowy, które znaleźć można na większości dzikich łąk w naszej strefie klimatycznej. Całość uzupełnia igliwie daglezji, z której notabene wykonane są tutejsze kadzie fermentacyjne. W aromacie i smaku tutejsza Aqua Vitae przypomina nieco takie trunki, jak Jägermeister czy czeska Becherovka, jednak jest bardziej łagodna, a akcenty ziołowe mniej dominują, ustępując przynajmniej częściowo miejsca nutom słodkim i anyżowi.
Do niedawna była ona dostępna tylko i wyłącznie w sklepie znajdującym się na terenie destylarni, jednak w najbliższym czasie pierwsze partie Aqua Vitae trafią do szerszej dystrybucji, początkowo do lokali gastronomicznych.
Lindores Abbey Distillery uruchomiła produkcję swojego destylatu krótko przed Świętami Bożego Narodzenia w 2017 roku.
[07.06.2018]
Pokaż więcej wpisów z
Czerwiec 2018