Wiele wskazuje na to, że destylarnia Benriach na dobre uwierzyła w swój sukces i stabilną pozycję rynkową. Niegdyś zupełnie nieznacząca wytwórnia dopełniaczy do blendów spod szyldu Seagram, w 2003 otworzyła nową kartę wraz ze zmianą właściciela. Billy Walker, który wówczas przejął stery, dał potężny impuls do rozwoju. Ostatnia zmiana właściciela – w 2016 destylarnię kupił koncern Brown-Forman – u wielu budziła obawy czy amerykański moloch będzie w stanie docenić gorzelniczą perełkę, w której posiadanie wszedł i podtrzymać ów rozwój. Dziś chyba nikt nie ma już wątpliwości. A co się dzieje w Benriach?
Najnowsze wieści z tej destylarni usytuowanej w regionie Speyside, tuż za rogatkami miasteczka Elgin, dotyczą nowej premiery. I to premiery niebylajakiej! Bynajmniej. Na rynek trafia właśnie edycja Benriach Malting Season. Oznaczona jest jako "edycja pierwsza", co wskazuje, że to dopiero początek. Że będzie cała seria. A o co konkretnie chodzi?
Benriach Malting Season, 48,7% vol., to whisky destylowana w roku 2012, do której produkcji w całości wykorzystano słód jęczmienny przygotowany we własnej słodowni na terenie destylarni. W tym przypadku był to jęczmień odmiany Concerto, a słodownia dopiero co ponownie została uruchomiona w Benriach. Rachel Barrie, tamtejsza Mistrzyni Kupażu, zapowiada, że na potrzeby każdej kolejnej edycji Malting Season wybierać będzie jedną konkretną odmianę jęczmienia i rodzaj beczek. Oznacza to, że edycja druga, trzecia i każda kolejna Benriach Malting Season wcale nie będzie próbą naśladowania pierwszej, ćwiczeniem na odtworzenie raz przyjętego profilu aromatyczno-smakowego. Bynajmniej. Benriach ustami Rachel Barrie zapowiada różnorodność. Brak nudy, innymi słowy.
Benriach Malting Season dostępna będzie już wkrótce, jeszcze w tym miesiącu. Na rynek trafi 6672 butelki trunku o mocy 48,7% vol., butelkowanego bez barwienia karmelem i bez filtrowania na zimno. Trunku zestawionego z destylatów dojrzewanych w beczkach po burbonie oraz beczkach ze świeżego dębu. Zapowiadana cena pojedynczej butelki to 99 funtów.
Dlaczego whisky wytwarzana na bazie własnego słodu jest taka ważna? W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku zdecydowana większość szkockich destylarni zrezygnowała z samodzielnej produkcji słodu. Ruch ten najczęściej podyktowany był względami ekonomicznymi. Produkcja słodu tradycyjną metodą, na podłogach słodowni, jest czasochłonna i kosztowna. Rosnąca popularność whisky szkockiej wymuszała na producentach zwiększenie produkcji, co wiązało się z większym zapotrzebowaniem na słód jęczmienny. Równolegle rozwinęły się przemysłowe słodownie, produkujące słód w procesie przemysłowym, w ogromnych bębnach, przy użyciu mniejszej ilości energii i przy zaangażowaniu mniejszej ilości siły roboczej. Słowem, według technologii zdecydowanie tańszej. Tak więc, po kolei wygasały piece pod pagodami wieńczącymi tradycyjne suszarnie słodu w całej niemal Szkocji. Na scenie pozostała dosłownie garstka destylarnie, które jedynie część swojego zapotrzebowania na słód jęczmienny w dalszym ciągu zaspokajały za pomocą własnej produkcji. Należały do nich m.in. Balvenie, Laphroaig, Bowmore czy Springbank.
Ostatnia dekada przyniosła bezprecedensowy rozwój szkockiego przemysłu gorzelniczego, a wraz z nim powstanie dziesiątków nowych destylarni, a także rozbudowę i zwiększenie produkcji całego szeregu starych producentów whisky. Wszystko to na fali ogromnej popularności whisky na świecie, otwarcia się nowych rynków zbytu, z co za tym idzie, zwiększonego zapotrzebowania na szkocką whisky słodową. Poszczególni producenci za wszelką cenę zaczęli poszukiwać sposobów wyróżnienia się na tle coraz liczniejszej konkurencji. Jednym z nich okazał się powrót do bardziej tradycyjnych metod produkcji i surowców, w tym samodzielna produkcja słodu jęczmiennego. Wiele nowych destylarni samodzielnie słoduje jęczmień, ale też kilka zakładów o nieco dłuższej tradycji postanowiło pójść tym tropem i ponownie uruchomić swoje, leżące dotąd odłogiem słodownie. Jedną z nich była Benriach pod wodzą Billy’ego Walkera.
Wprowadzenie na rynek Benriach Malting Season to jednak jeden z wielu znaczących kroków w rozwoju tej destylarni w ciągu ostatnich miesięcy. Zaczęło się od premiery nowej oferty podstawowej destylarni, tzw. core range. Rzecz miała miejsce jeszcze we wrześniu 2020. Pojawiły się wówczas nie tylko nowe edycje, w tym The Smoky Ten i The Smoky Twelve, ale też nowy design butelek i opakowań. Zrezygnowano wówczas także z wprowadzonej przez poprzedniego właściciela pisowni nazwy destylarni z wielkim R w środku. W lutym 2021 zaprezentowano najbardziej intensywnie dymioną edycję, Benriach Smoke Season. Z kolei w maju tego roku otwarto nowe Visitor Centre, w którego modernizację włożono kwotę liczoną w milionach funtów. Do Benriach zwyczajnie warto się wybrać, po Benriach warto sięgnąć. Tak po prostu.
Osoby zainteresowane rozwojem tej niezwykle ciekawej destylarni, a nie mogące w najbliższym czasie udać się do Szkocji i odwiedzić Elgin, zachęcamy do zapoznania się z aktualną ofertą Domu Whisky Online. Znajdziecie tam szeroki wybór edycji Benriach, zarówno tych firmowanych przez Billy’ego Walkera, tych które wyszły spod ręki Rachel Barrie, jaki cały szereg edycji niezależnych. Co więcej, w chwili przygotowywanie tego materiału dostępna była nawet edycja ze starych czasów, kiedy destylarnia należała do koncernu Seagram. Warto poszperać.
[12.08.2021 / zdjęcie: Benriach]