Johnnie Walker w Edynburgu
15/02/2019
Wraz z natłokiem nowych wytwórni whisky, walczących o serca wielbicieli szkockiego trunku narodowego, nie ustaje walka o zawartość portfeli turystów odwiedzających Szkocję, a może niekoniecznie określających się mianem koneserów. Któż wyobraża sobie pobyt w Szkocji bez odwiedzin w którejś z ponad setki szkockich destylarni? W trosce o zapewnienie jak najszerszej oferty turystycznej, cały szereg gorzelni otwiera lub modernizuje posiadane już atrakcje. Stawką jest dużo więcej niż tylko cena biletów wstępu. Specjalistyczne degustacje, wizyty w magazynach celnych, możliwość dłuższego pobytu w destylarni, kursy destylacji, kupażu, food pairing, ekskluzywne edycje whisky – do samodzielnego zabutelkowania wprost z beczki – wreszcie atrakcje multimedialne. Wszystko to od kilku już lat stanowi niebagatelne źródło dochodu, niezależnie od właściwej produkcji najcudowniejszego trunku świata, jakim jest szkocka whisky.
Zdecydowana większość nowo otwieranych destylarni już w fazie planowania przygotowuje możliwość przyjmowania gości, traktując tę działalność jako jedno z ważnych źródeł dochodu w pierwszej fazie aktywności. A im bliżej wielkich ośrodków turystycznych, tym łatwiej o decyzję, by zainwestować w bogatą ofertę turystyczną. W ostatnich latach, poza chlubnymi wyjątkami, większość nowych inicjatyw gorzelniczych powstało – i powstaje – właśnie w bezpośredniej bliskości Edynburga, Glasgow, Stirling, St Andrews i Perth. Znajdujące się pomiędzy ujściami rzek Forth i Tay hrabstwo Fife przeżywa bezprecedensowy boom. Między innymi dzięki zlokalizowanym tutaj nowym gorzelniom stan liczebny Lowlands zwiększył się wielokrotnie od czasów, gdy cały region opierał się jedynie na Auchentoshan i Glenkinchie, z okazjonalnym wsparciem Bladnoch. Takie destylarnie jak Lindores Abbey, Kingsbarns czy InchDairnie coraz śmielej poczynają sobie na tym polu, nawet jeśli dwie z trzech wymienionych jeszcze nie wypuściły na rynek żadnej whisky.
Co może w tej sprawie zrobić największy gracz na rynku, koncern Diageo, do którego należy 28 destylarni whisky słodowej, rozsianych po całej Szkocji, odpowiedzialny łącznie za nieco ponad 30% rynku szkockiej whisky słodowej? Może zainwestować nawet 150 milionów funtów w rozbudowę i modernizację bazy turystycznej. To 10 milionów więcej niż koszt największej dotąd pojedynczej inwestycji w szkockim przemyśle gorzelniczym, budowy na wskroś nowoczesnej, zapierającej dech w piersiach, nowej Macallan. Destylarni o wydajności 15 milionów litrów czystego spirytusu rocznie (2. miejsce w rankingu, za rozbudowaną ostatnio Glenlivet).
Wspomniana inwestycja, o której już kilkakrotnie pisaliśmy i o której raz po raz donoszą branżowe media, obejmuje głównie koszty modernizacji i rozbudowy istniejących Visitor Centres w destylarniach należących do koncernu (m.in. Caol Ila, Dalwhinnie, Glenkinchie, Cragganmore, itd.). Dodatkowe 35 milionów przeznaczono na ponowne uruchomienie dwóch kultowych destylarni koncernu, a mianowicie Port Ellen i Brora. Jednak wszystkie te atrakcje – za wyjątkiem Glenkinchie – zlokalizowane są zbyt daleko od największych centrów turystycznych, by inwestycja ta przyniosła tak znaczne dochody, jakich można by oczekiwać gdyby przynajmniej część z nich w jakiś cudowny sposób przesunięto na południe, w stronę Edynburga, Glasgow, Stirling czy Perth.
Rozwiązaniem problemu jest wykorzystanie marki, która nie jest bezpośrednio związana z żadnym konkretnym miejscem, przygotowanie poświęconej tej marce atrakcji turystycznej i zlokalizowanie jej gdzieś, gdzie przewija się ogromna liczba turystów. Dobrze, żeby to była jedna z najpopularniejszych marek, taki Johnnie Walker, na przykład. A miejsce? Najlepiej gdzieś w pobliżu Edynburga. A jeszcze lepiej w samym jego centrum. Idealnie byłoby, gdyby było to tuż obok głównego dworca kolejowego Waverley, vis a vis popularnych w lecie Princes Street Gardens, niedaleko słynnej Royal Mile, z widokiem na zamek edynburski, może nawet przez ulicę od pomnika Sir Waltera Scotta. No i gdyby ta ulica to była wypełniona gwarem we wszystkich językach świata Princes Street.
We wrześniu ubiegłego roku zamknięto dom handlowy House of Fraser, znajdujący się w dokładnie takiej, wymarzonej lokalizacji, na rogu Princes Street, w samym sercu turystycznego Edynburga. Imponujący, siedmiopiętrowy budynek stał od tamtej pory nieużywany. Jak się dowiadujemy, właśnie tutaj uruchomione zostanie szkockie centrum Johnnie Walkera, połączone przez internet z należącymi do koncernu destylarniami w bardziej odległych częściach Szkocji. Technika na usługach turystyki.
Na trzech spośród siedmiu pięter budynku znajdować się będzie nowoczesna, interaktywna ekspozycja poświęcona dwustuletniej historii marki Johnnie Walker, a także procesowi produkcji whisky we wszelkich jego aspektach. Będzie można wszystkiego dotknąć, powąchać, spróbować. W planach jest także akademia dla barmanów. Jednak, zgodnie z zapowiedzią pomysłodawców, nie ma się ona skupiać na doskonaleniu warsztatu doświadczonych adeptów sztuki barmańskiej, a raczej zapewnić możliwości kształcenia w tej dziedzinie osobom spoza branży, w tym bezrobotnym. Na parterze przewidziano sklep, na wzór niedawno otwartego sklepu Johnnie Walker w Madrycie. Na dachu budynku zaplanowano bar. W budynku przy Princes Street znajdzie się też miejsce na wydarzenia kulturalne – koncerty, wystawy, spektakle teatralne.
Szumne zapowiedzi jednego z najbogatszych graczy na rynku pozwalają na dość daleko idące oczekiwania wobec nowej atrakcji turystycznej stolicy Szkocji. Z pewnością stanowić ona będzie poważną konkurencję dla istniejącej od lat Scotch Whisky Experience, zlokalizowanej przy Royal Mile, nieopodal wejścia do zamku. Nowoczesne, super-wydajne łącza, interaktywne oprogramowanie i zastosowanie zaawansowanych technik VR i AR na pewno trafi w gusta szczególnie młodego pokolenia konsumentów whisky, którzy coraz chętniej zrywają z tradycyjnym podejściem do whisky szkockiej, w którym głównymi atrybutami są skórzane fotele, kryształowe szklaneczki i ogień buzujący w kominku.
Nieznane są ramy czasowe, w jakich mają zmieścić się prace nad przygotowaniem nowej atrakcji w Edynburgu. W tej chwili szczegółowe plany analizowane są przez władze miasta, i to od ich decyzji zależeć będzie termin rozpoczęcia prac. My tymczasem sprawdzamy połączenia lotnicze ze stolicą Szkocji i już rezerwujemy bilety. Podobno im wcześniej się je zarezerwuje, tym są tańsze. Wtedy więcej można wydać na miejscu.
[15.02.2019 / grafika: za scotchwhisky.com]
Zdecydowana większość nowo otwieranych destylarni już w fazie planowania przygotowuje możliwość przyjmowania gości, traktując tę działalność jako jedno z ważnych źródeł dochodu w pierwszej fazie aktywności. A im bliżej wielkich ośrodków turystycznych, tym łatwiej o decyzję, by zainwestować w bogatą ofertę turystyczną. W ostatnich latach, poza chlubnymi wyjątkami, większość nowych inicjatyw gorzelniczych powstało – i powstaje – właśnie w bezpośredniej bliskości Edynburga, Glasgow, Stirling, St Andrews i Perth. Znajdujące się pomiędzy ujściami rzek Forth i Tay hrabstwo Fife przeżywa bezprecedensowy boom. Między innymi dzięki zlokalizowanym tutaj nowym gorzelniom stan liczebny Lowlands zwiększył się wielokrotnie od czasów, gdy cały region opierał się jedynie na Auchentoshan i Glenkinchie, z okazjonalnym wsparciem Bladnoch. Takie destylarnie jak Lindores Abbey, Kingsbarns czy InchDairnie coraz śmielej poczynają sobie na tym polu, nawet jeśli dwie z trzech wymienionych jeszcze nie wypuściły na rynek żadnej whisky.
Co może w tej sprawie zrobić największy gracz na rynku, koncern Diageo, do którego należy 28 destylarni whisky słodowej, rozsianych po całej Szkocji, odpowiedzialny łącznie za nieco ponad 30% rynku szkockiej whisky słodowej? Może zainwestować nawet 150 milionów funtów w rozbudowę i modernizację bazy turystycznej. To 10 milionów więcej niż koszt największej dotąd pojedynczej inwestycji w szkockim przemyśle gorzelniczym, budowy na wskroś nowoczesnej, zapierającej dech w piersiach, nowej Macallan. Destylarni o wydajności 15 milionów litrów czystego spirytusu rocznie (2. miejsce w rankingu, za rozbudowaną ostatnio Glenlivet).
Wspomniana inwestycja, o której już kilkakrotnie pisaliśmy i o której raz po raz donoszą branżowe media, obejmuje głównie koszty modernizacji i rozbudowy istniejących Visitor Centres w destylarniach należących do koncernu (m.in. Caol Ila, Dalwhinnie, Glenkinchie, Cragganmore, itd.). Dodatkowe 35 milionów przeznaczono na ponowne uruchomienie dwóch kultowych destylarni koncernu, a mianowicie Port Ellen i Brora. Jednak wszystkie te atrakcje – za wyjątkiem Glenkinchie – zlokalizowane są zbyt daleko od największych centrów turystycznych, by inwestycja ta przyniosła tak znaczne dochody, jakich można by oczekiwać gdyby przynajmniej część z nich w jakiś cudowny sposób przesunięto na południe, w stronę Edynburga, Glasgow, Stirling czy Perth.
Rozwiązaniem problemu jest wykorzystanie marki, która nie jest bezpośrednio związana z żadnym konkretnym miejscem, przygotowanie poświęconej tej marce atrakcji turystycznej i zlokalizowanie jej gdzieś, gdzie przewija się ogromna liczba turystów. Dobrze, żeby to była jedna z najpopularniejszych marek, taki Johnnie Walker, na przykład. A miejsce? Najlepiej gdzieś w pobliżu Edynburga. A jeszcze lepiej w samym jego centrum. Idealnie byłoby, gdyby było to tuż obok głównego dworca kolejowego Waverley, vis a vis popularnych w lecie Princes Street Gardens, niedaleko słynnej Royal Mile, z widokiem na zamek edynburski, może nawet przez ulicę od pomnika Sir Waltera Scotta. No i gdyby ta ulica to była wypełniona gwarem we wszystkich językach świata Princes Street.
We wrześniu ubiegłego roku zamknięto dom handlowy House of Fraser, znajdujący się w dokładnie takiej, wymarzonej lokalizacji, na rogu Princes Street, w samym sercu turystycznego Edynburga. Imponujący, siedmiopiętrowy budynek stał od tamtej pory nieużywany. Jak się dowiadujemy, właśnie tutaj uruchomione zostanie szkockie centrum Johnnie Walkera, połączone przez internet z należącymi do koncernu destylarniami w bardziej odległych częściach Szkocji. Technika na usługach turystyki.
Na trzech spośród siedmiu pięter budynku znajdować się będzie nowoczesna, interaktywna ekspozycja poświęcona dwustuletniej historii marki Johnnie Walker, a także procesowi produkcji whisky we wszelkich jego aspektach. Będzie można wszystkiego dotknąć, powąchać, spróbować. W planach jest także akademia dla barmanów. Jednak, zgodnie z zapowiedzią pomysłodawców, nie ma się ona skupiać na doskonaleniu warsztatu doświadczonych adeptów sztuki barmańskiej, a raczej zapewnić możliwości kształcenia w tej dziedzinie osobom spoza branży, w tym bezrobotnym. Na parterze przewidziano sklep, na wzór niedawno otwartego sklepu Johnnie Walker w Madrycie. Na dachu budynku zaplanowano bar. W budynku przy Princes Street znajdzie się też miejsce na wydarzenia kulturalne – koncerty, wystawy, spektakle teatralne.
Szumne zapowiedzi jednego z najbogatszych graczy na rynku pozwalają na dość daleko idące oczekiwania wobec nowej atrakcji turystycznej stolicy Szkocji. Z pewnością stanowić ona będzie poważną konkurencję dla istniejącej od lat Scotch Whisky Experience, zlokalizowanej przy Royal Mile, nieopodal wejścia do zamku. Nowoczesne, super-wydajne łącza, interaktywne oprogramowanie i zastosowanie zaawansowanych technik VR i AR na pewno trafi w gusta szczególnie młodego pokolenia konsumentów whisky, którzy coraz chętniej zrywają z tradycyjnym podejściem do whisky szkockiej, w którym głównymi atrybutami są skórzane fotele, kryształowe szklaneczki i ogień buzujący w kominku.
Nieznane są ramy czasowe, w jakich mają zmieścić się prace nad przygotowaniem nowej atrakcji w Edynburgu. W tej chwili szczegółowe plany analizowane są przez władze miasta, i to od ich decyzji zależeć będzie termin rozpoczęcia prac. My tymczasem sprawdzamy połączenia lotnicze ze stolicą Szkocji i już rezerwujemy bilety. Podobno im wcześniej się je zarezerwuje, tym są tańsze. Wtedy więcej można wydać na miejscu.
[15.02.2019 / grafika: za scotchwhisky.com]
Pokaż więcej wpisów z
Luty 2019