Japońska whisky - naprawdę japońska?
17/02/2021
Jak się dowiadujemy z najnowszych doniesień, Japan Spirits & Liqueur Makers Association, czyli japońskie stowarzyszenie producentów spirytualiów, ogłosiło właśnie nowe regulacje dotyczące produkcji whisky japońskiej. Dają one nadzieję i stwarzają warunki do uporządkowania najistotniejszych kwestii dotyczących produkcji tego trunku i sprzedaży zarówno w Japonii, jak i na rynkach międzynarodowych.
Od kiedy whisky japońska zaczęła robić furorę na światowych rynkach i w kieliszkach wielbicieli tego starzonego trunku, raz po raz ktoś poddawał w wątpliwość faktyczne pochodzenie tej czy tamtej „Japanese whisky”. I rzeczywiście, na półkach sklepowych zaroiło się wręcz od butelek opatrzonych etykietami z gustownymi napisami w kanji i elementami graficznymi nawiązującymi to do samurajów, to do góry Fudżi, to wreszcie do gejsz czy masek rodem z teatru noh. W butelkach natomiast – whisky kanadyjska, amerykańska, szkocka, irlandzka. Czasami nawet mieszana z japońską, w proporcjach nikomu nie znanych, nikomu nie ujawnianych. A sprzedaje się jako whisky japońska.
Jak łatwo się domyślić – i od samego początku łatwo było przewidzieć – opisany wyżej pokrótce stan na dłuższą metę nie jest korzystny dla japońskiego przemysłu gorzelniczego. Owszem, w krótkiej perspektywie pozwala sprzedać sporo alkoholu i wielu konsumentom wmówić, że popijają jeśli nie siostry, to kuzynki słynnych i cenionych Karuizawa, Hibiki czy Yamazaki. Koniec końców jednak, efekt może być taki, że szerokie rzesze konsumentów odwrócą się od whisky japońskiej, pozostawiając na polu walki jedynie wytrawnych koneserów. A tym tak łatwo nie da się oczu zamydlić. Innymi słowy, praktyka taka prowadzić mogła wprost do załamania japońskiego przemysłu gorzelniczego.
Od dawna dało się słyszeć głosy rozsądku, dopominające się o jasne i przejrzyste regulacje prawne. Przepisy, które z jednej strony chronić będą japońskie produkty przed nieuczciwą konkurencją, a z drugiej – konsumentów przed nagannymi praktykami producentów, blenderów i dystrybutorów. Przepisy takie od lat z powodzeniem chronią whisky szkocką, więc można oczekiwać, że i dla whisky japońskiej mogłyby się okazać co najmniej pożyteczne.
Najistotniejszym założeniem nowych regulacji Japan Spirits & Liqueur Association jest zasada, zgodnie z którą słodowanie, fermentacja i destylacja muszą mieć miejsce w destylarni w Japonii. Inaczej trunek nie można określić mianem whisky japońskiej. Podobnie jak w przypadku whisky szkockiej, mowa jest także o maksymalnej mocy destylatu na poziomie 95%, leżakowaniu przez minimum 3 lata w drewnianych beczkach o pojemności maksymalnie 700 litrów i butelkowaniu z mocą co najmniej 40%. Co ciekawe, w przeciwieństwie do whisky szkockiej, dopuszczalne są beczki z innego drewna niż tylko dębowego.
Nowe regulacje mają wejść w życie z końcem marca 2024, tak więc jest jeszcze sporo czasu na upłynnienie zapasów i przygotowanie nowych produktów lub nowych etykiet dla dotychczasowych edycji. Najwięksi producenci już zaczęli reagować na zapowiedź nowych przepisów. Nikka, właściciel m.in. marki Nikka from the Barrel, już wprowadził na swoich stronach internetowych odpowiednie zapisy. Dowiemy się z nich, iż popularne whisky mieszane firmowane przez koncern, „nie spełniają wszystkich kryteriów japońskiej whisky wg Japan Spirits & Liqueur Makers Association.” Tajemnicą poliszynela było dlaczego tak trudno jest o whisky single malt ze szkockiej destylarni Ben Nevis, należącej do Nikka. Większość produkcji sprzedawana była jako składnik tzw. japońskich whisky.
Co może to oznaczać dla nas, konsumentów? Na pewno większość przejrzystość i jasność w kwestii tego, co jest, a co nie jest whisky produkowaną w Japonii. Być może mniejszą podaż tej prawdziwie japońskiej, a co za tym idzie, wyższe ceny. Oczekiwać też można zwiększoną podaż tzw. world whisky, jak wprowadzona na rynek w styczniu 2019 Suntory Ao, whisky będąca mieszanką trunków z kilku różnych krajów, w tym Japonii. Tym wszystkim jednak zajmie się rynek i trudno z całą pewnością przewidzieć jak zareaguje na nową sytuację. Ważne, że uczyniono pierwszy krok w kierunku ocalenia dziedzictwa Masataki Taketsuru.
Kto wie, może i Ben Nevis single malt whisky łatwiej będzie dostać?
[17.02.2021]
Od kiedy whisky japońska zaczęła robić furorę na światowych rynkach i w kieliszkach wielbicieli tego starzonego trunku, raz po raz ktoś poddawał w wątpliwość faktyczne pochodzenie tej czy tamtej „Japanese whisky”. I rzeczywiście, na półkach sklepowych zaroiło się wręcz od butelek opatrzonych etykietami z gustownymi napisami w kanji i elementami graficznymi nawiązującymi to do samurajów, to do góry Fudżi, to wreszcie do gejsz czy masek rodem z teatru noh. W butelkach natomiast – whisky kanadyjska, amerykańska, szkocka, irlandzka. Czasami nawet mieszana z japońską, w proporcjach nikomu nie znanych, nikomu nie ujawnianych. A sprzedaje się jako whisky japońska.
Jak łatwo się domyślić – i od samego początku łatwo było przewidzieć – opisany wyżej pokrótce stan na dłuższą metę nie jest korzystny dla japońskiego przemysłu gorzelniczego. Owszem, w krótkiej perspektywie pozwala sprzedać sporo alkoholu i wielu konsumentom wmówić, że popijają jeśli nie siostry, to kuzynki słynnych i cenionych Karuizawa, Hibiki czy Yamazaki. Koniec końców jednak, efekt może być taki, że szerokie rzesze konsumentów odwrócą się od whisky japońskiej, pozostawiając na polu walki jedynie wytrawnych koneserów. A tym tak łatwo nie da się oczu zamydlić. Innymi słowy, praktyka taka prowadzić mogła wprost do załamania japońskiego przemysłu gorzelniczego.
Od dawna dało się słyszeć głosy rozsądku, dopominające się o jasne i przejrzyste regulacje prawne. Przepisy, które z jednej strony chronić będą japońskie produkty przed nieuczciwą konkurencją, a z drugiej – konsumentów przed nagannymi praktykami producentów, blenderów i dystrybutorów. Przepisy takie od lat z powodzeniem chronią whisky szkocką, więc można oczekiwać, że i dla whisky japońskiej mogłyby się okazać co najmniej pożyteczne.
Najistotniejszym założeniem nowych regulacji Japan Spirits & Liqueur Association jest zasada, zgodnie z którą słodowanie, fermentacja i destylacja muszą mieć miejsce w destylarni w Japonii. Inaczej trunek nie można określić mianem whisky japońskiej. Podobnie jak w przypadku whisky szkockiej, mowa jest także o maksymalnej mocy destylatu na poziomie 95%, leżakowaniu przez minimum 3 lata w drewnianych beczkach o pojemności maksymalnie 700 litrów i butelkowaniu z mocą co najmniej 40%. Co ciekawe, w przeciwieństwie do whisky szkockiej, dopuszczalne są beczki z innego drewna niż tylko dębowego.
Nowe regulacje mają wejść w życie z końcem marca 2024, tak więc jest jeszcze sporo czasu na upłynnienie zapasów i przygotowanie nowych produktów lub nowych etykiet dla dotychczasowych edycji. Najwięksi producenci już zaczęli reagować na zapowiedź nowych przepisów. Nikka, właściciel m.in. marki Nikka from the Barrel, już wprowadził na swoich stronach internetowych odpowiednie zapisy. Dowiemy się z nich, iż popularne whisky mieszane firmowane przez koncern, „nie spełniają wszystkich kryteriów japońskiej whisky wg Japan Spirits & Liqueur Makers Association.” Tajemnicą poliszynela było dlaczego tak trudno jest o whisky single malt ze szkockiej destylarni Ben Nevis, należącej do Nikka. Większość produkcji sprzedawana była jako składnik tzw. japońskich whisky.
Co może to oznaczać dla nas, konsumentów? Na pewno większość przejrzystość i jasność w kwestii tego, co jest, a co nie jest whisky produkowaną w Japonii. Być może mniejszą podaż tej prawdziwie japońskiej, a co za tym idzie, wyższe ceny. Oczekiwać też można zwiększoną podaż tzw. world whisky, jak wprowadzona na rynek w styczniu 2019 Suntory Ao, whisky będąca mieszanką trunków z kilku różnych krajów, w tym Japonii. Tym wszystkim jednak zajmie się rynek i trudno z całą pewnością przewidzieć jak zareaguje na nową sytuację. Ważne, że uczyniono pierwszy krok w kierunku ocalenia dziedzictwa Masataki Taketsuru.
Kto wie, może i Ben Nevis single malt whisky łatwiej będzie dostać?
[17.02.2021]
Pokaż więcej wpisów z
Luty 2021