Nowa seria Octomore, najbardziej torfowej whisky szkockiej, pojawiła się w październiku ubiegłego roku. Mowa o dziesiątej już serii, w ramach której na rynek trafiły trzy nowe edycje, Octomore 10.1, Octomore 10.2 oraz Octomore 10.3. Zapowiedziano również
Octomore 10.4, która miała pojawić się w ofercie destylarni w późniejszym terminie.
Jak donosi destylarnia Bruichladdich, producent owych potworów torfowych,
Octomore 10.04 jest już dostępna, a jej pojedyncza butelka kosztuje 155 funtów. Co jest w niej tak wyjątkowego, by o tym fakcie wspominać? Dwa grzechy główne, popełnienie których potrafi skutecznie zniechęcić do zakupu butelki. Pierwszy z nich to niespotykanie, karygodnie niska zawartość fenoli. W skali Octomore, naturalnie. Whisky tej marki przyzwyczaiły nas do poziomów w okolicach 200 ppm. Tego oczekujemy od Octomore. Ma być torfowo-dymną petardą. Tymczasem
Octomore 10.4 oferuje skromne
88 ppm, najniższą wartość w historii marki królującej na liście najbardziej torfowych whisky świata od chwili debiutu w 2008 roku. Trudno oczekiwać, by każda kolejne edycja „wyskakiwała” ponad poziom 300 ppm, jak to miało miejsce w przypadku Octomore 08.3 (309 ppm) – to oczywiste. Jednak poniżej setki to już można przecież poszukać wśród Ardbegów, Laphroaigów, czy innych Ledaigów, nieprawdaż?
Drugim zarzutem, jaki łatwo postawić nowej
Octomore 10.4 jest jej wiek. Owszem, whisky z tej serii nigdy nie epatowały z etykiety jakimiś szalonymi deklaracjami wieku – są to najczęściej edycje pięcio- lub rzadziej dziesięcioletnie, a wiek ten podany jest dość wstydliwie, małymi literami, które nie rzucają się łatwo w oczy. Jednak okres dojrzewania Octomore 10.4 to ledwo minimalne, wymagane prawem 3 lata. Innymi słowy, gdyby przelano ją do butelek tylko nieznacznie wcześniej, nie miałaby prawa nazywać się whisky!
Wystarczy zarzutów i narzekania. Pomyśli ktoś, że próbujemy zrobić nowej whisky antyreklamę. Bynajmniej. Każdy wytrawny wielbiciel whisky wie, że nie wolno dać się ponieść manii wielkich liczb. I to zarówno w odniesieniu do wieku whisky, jak i poziomu fenoli torfowych w słodzie. Na efekt końcowy wpływ będzie miał cały szereg innych czynników, które mogą uwydatnić pozytywne aspekty zarówno młodego wieku, jak i stosunkowo niewysokiego zatorfowienia. To ostatnie w odniesieniu do innych edycji Octomore, naturalnie. Bo w liczbach bezwzględnych, to wiadomo.
Te inne czynniki to przede wszystkim sposób destylacji – głównie punkty cięcia frakcji – a także sposób maturacji, nawet jeśli nie trwa ona zbyt długo. W przypadku Octomore 10.4 nie podano szczegółów dotyczących samego procesu destylacji, za to wiemy sporo o surowcach i o dojrzewaniu. Octomore 10.4 powstała z jęczmienia zebranego w 2015 roku z jednego pola na wyspie Islay. Destylacja miała miejsce w 2016, a gotowy destylat trafił do 28 beczek ze świeżego francuskiego dębu Limousine, intensywnie prażonych od wewnątrz. W beczkach tych spędził trzy pełne lata, po czym trafił do butelek w postaci najbardziej naturalnej z możliwych – bez rozcieńczania, filtrowania czy dodatku karmelu. Zawartości tych 28 beczek wystarczyło do napełnienia 12.000 butelek o charakterystycznym dla Octomore kształcie i czarnej barwie.
Czy z potencjalnych słabych punktów udało się w Bruichladdich stworzyć mocny trunek? Z całą pewnością tak, jeśli chodzi o zawartość alkoholu. Octomore 10.4 ma niebagatelną moc 63,5% vol. Jednak biorąc pod uwagę doświadczenie gorzelników z Bruichladdich, można z domniemywać, że zawartość alkoholu nie będzie jedyną mocną stroną nowej whisky. Ale o tym najlepiej przekonać się osobiście, co zdecydowanie polecamy.
Nim Octomore 10.4 pojawi się w ofercie Domu Whisky Online, zachęcamy do sprawdzenia co też dobrego z destylarni Bruichladdich znaleźć można u nas. A, jak powszechnie wiadomo, z tej progresywnej – jak sama siebie nazywa – destylarni na Islay pochodzą marki
Bruichladdich,
Port Charlotte i właśnie
Octomore. Naprawdę jest w czym wybierać.
[17.01.2020 / zdjęcie: Bruichladdich]