Destylarnie służą nie tylko do produkcji whisky
24/01/2018
Jak donoszą branżowe media, w ostatnich latach obserwuje się niespotykany wcześniej wzrost liczby turystów odwiedzających szkockie destylarnie whisky. W przypadku niektórych destylarni należących do Diageo, wzrost liczby odwiedzających w 2017 w stosunku do poprzedniego roku wyniósł nawet ponad 100 procent (Clynelish). Obroty działającego na terenie destylarni Tomatin centrum dla zwiedzających wyniosły w ubiegłym roku nieco ponad milion funtów (wszystkie dane za thespiritbusiness.com). Zmieniają się też oczekiwania zwiedzających – coraz częściej nie wystarczy już zwykłe oprowadzenie po zakładzie przez przewodnika i omówienie procesu produkcji. Odwiedzający szkockie destylarnie coraz częściej wybierają bardziej szczegółowe, specjalistyczne spotkania z ludźmi bezpośrednio związanymi z procesem produkcji, degustacje w magazynach celnych, czy bardziej przekrojowe sesje degustacyjne.
Nie dziwi więc, że coraz więcej szkockich gorzelni otwiera swoje podwoje i inwestuje w atrakcje, mające na celu przyciągnięcie jeszcze większych rzesz gości. Naturalnie, nie każda destylarnia cieszyć się będzie równie wielką popularnością wśród turystów, a czynników wpływających na ten fakt wyróżnić można co najmniej kilka, spośród których najważniejsze to popularność whisky wytwarzanej w danej destylarni, a także lokalizacja destylarni. To ostatnie wydaje się mieć czasami największe znaczenie – mimo niemałej popularności, rzadko widzi się tłumy w Caol Ila czy Bunnahabhain, a w GlenDronach nierzadko jest się jedynym gościem, na którym skupia się cała uwaga obsługi. Co ma swoje dobre, ale też i złe strony. Z kolei, Blair Athol, z której whisky single malt dość rzadko pojawia się w kieliszkach wielbicieli whisky i trudno o niej mówić jako o faworytce rzesz smakoszy, odnotowuje rekordową popularność, co przypisać należy bliskości ośrodków turystycznych Pitlochry, Perth czy Stirling, a także lokalizacji tuż przy najważniejszej trasie wiodącej na północ, drodze A9.
Niemałe znaczenie dla popularności poszczególnych destylarni mają również działania marketingowe szkockich instytucji odpowiedzialnych za promocję turystyczną Szkocji w ogóle. Mowa tu między innymi o zapoczątkowanej kilka lat temu inicjatywie North Coast 500, w skrócie określanej jako NC500. Chodzi tu o popularyzację trasy turystycznej wiodącej wzdłuż wschodniego wybrzeża na północ, następnie na zachód wzdłuż północnego wybrzeża, wreszcie na południe, wijąc się wokół zatok zachodniego wybrzeża, by wrócić w okolice Inverness, gdzie trasa ma swój początek i koniec. Ten niezwykle urokliwy, lecz stosunkowo rzadko uczęszczany fragment Szkocji ma do zaoferowania najpiękniejsze krajobrazy, niezwykle ciekawe atrakcje turystyczne, dostęp do otaczających Szkocję wysp, a także – co nie bez znaczenia – usiany jest malowniczymi zamkami i ruinami, a także destylarniami whisky szkockiej.
Obejmująca nieco ponad 500 mil trasa (stąd liczba 500 w nazwie), czasami określana jako „szkocka Route 66” i uznawana za jeden z najpiękniejszych na świecie szlaków turystycznych wiodących wzdłuż wybrzeży, cieszy się ogromną popularnością od chwili, gdy zaczęła być promowana przez instytucje zajmujące się rozwojem turystyki w Szkocji w 2015 roku. W sposób naturalny zwiększony ruch turystyczny wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża spowodował wzrost zainteresowania znajdującymi się w tym regionie destylarniami. Są wśród nich funkcjonujące od dawna Glenmorangie, Dalmore czy Pulteney, ale także nowe inicjatywy – GlenWyvis w Dingwall, Dornoch Castle w Dornoch czy Wolfburn w Thurso. O ile jednak zlokalizowana na terenie średniowiecznego zamku Dornoch Castle Distillery stanowi trakcję turystyczną sama w sobie (w pomieszczeniach zamku funkcjonuje również hotel i wielokrotnie nagradzany bar z whisky), a powstająca właśnie GlenWyvis od samego początku projektowana była jako atrakcja turystyczna, o tyle w Wolfburn dość szybko pożałowali, że w fazie projektowania nie przewidziano możliwości zwiedzania, a destylarnię uruchomiono w mało atrakcyjnych barakach z blachy falistej. Wolfburn założono dwa lata zanim pojawiła się idea NC500 i wzmożony ruch turystyczny w okolicy Thurso na północnym wybrzeżu Szkocji.
Powstające w ostatnich latach jak grzyby po deszczu destylarnie w hrabstwie Fife, w północno-wschodniej części Lowlands, a więc w pobliżu innych ośrodków i atrakcji turystycznych, napływ turystów miały od samego początku wpisane w plany działalności, a wpływy finansowe z funkcjonowania specjalistycznych Visitor Centres stanowią lub stanowić będą ważne źródło finansowania działalności tych zakładów w pierwszej fazie działalności, zanim na rynku pojawi się wytwarzana przez nich whisky (która, jak wiadomo, zgodnie z prawem musi odleżakować minimum 3 lata). Swoją atrakcyjnością urzeka Kingsbarns, zbudowana wśród zabytkowych budynków gospodarskich, z szeroko otwartymi ramionami wita turystów Eden Mill, brak atrakcyjności wizualnej nadrabiając szeroką ofertą – jest to jednocześnie browar, destylarnia whisky i wytwórnia ginu. Z kolei, o turystycznej atrakcyjności Lindores Abbey Distillery można by napisać grubą książkę. Przepiękna, nowoczesna destylarnia, zbudowana tuż obok ruin historycznego opactwa Lindores, gdzie w 1494 zaczęła się historia szkockiej whisky. To tu, zgodnie z zapiskami w księdze podatkowej, braciszek John Cor miał otrzymać około pół tony słodu jęczmiennego, z którego na królewskie potrzeby miał sporządzić „wodę życia”. Lindores Abbey przeprowadziła pierwszy odpęd dopiero krótko przed Bożym Narodzeniem w ubiegłym roku, lecz doskonale wyposażone i świetnie zarządzane Visitor Centre już zaprasza gości. Chwile spędzone przy kieliszku lub filiżance czegoś pysznego w barze tuż obok hali alembików na pięterku, z widokiem na ruiny oryginalnego opactwa Lindores, nie mają sobie równych, a atmosfera może śmiało konkurować z tym, co oferują bez porównania starsze i bardziej uznane szkockie gorzelnie. Tym bardziej, że jak się okazuje, podczas prac budowalnych natknięto się na pozostałości czegoś, co już wkrótce może stać się niemałą sensacją, a o czym pracownicy i właściciele Lindores Abbey Distillery mówią tajemniczym szeptem i proszą o nieujawnianie szczegółów do czasu zakończenia badań archeologicznych.
Jak wynika z powyższego, renesans whisky szkockiej, jakiego jesteśmy świadkami już od niemal dwóch dekad, oznacza nie tylko zwiększenie liczby wytwórni whisky, wielkości produkcji czy reaktywację zamkniętych gorzelni. To również ogromny zastrzyk dla szkockiego przemysłu turystycznego. Wszak turyści odwiedzający Szkocję w celu zwiedzania destylarni mają również inne wydatki na miejscu – korzystają na nich hotele i pensjonaty, rozwija się oferta pubów, barów i restauracji, wreszcie same destylarnie w sposób znaczący wspierają swoją działalność za pomocą dochodów z działalności turystycznej. To zjawisko cieszy – nawet jeśli na wiodącej na północ A9 częściej zdarzają się korki, a hotele i pensjonaty w Tongue potrafią nie mieć wolnego miejsca dla strudzonego wędrowca. Ostatecznie, rozwój turystyki okołogorzelnianej to w gruncie rzeczy jedno z niewielu źródeł korzyści z posiadania destylarni whisky na swoim terenie, płynących wprost do społeczności lokalnych. Poza nielicznymi destylarniami niezależnymi, zdecydowana większość szkockich gorzelni znajduje się w rękach międzynarodowych koncernów, przez co z miliardowych obrotów przemysłu gorzelniczego w Szkocji na miejscu pozostaje niewiele, albo nic.
Kiedy więc będziecie planować kolejną – a może pierwszą w życiu – wyprawę do Szkocji, warto przyjrzeć się dokładnie gdzie w pobliżu znajdują się jakieś destylarnie. I starannie sprawdzić czy przypadkiem nie ma możliwości ich zwiedzenia. A jeśli jest – jakie opcje przewidziano. Zdarzyć się bowiem może, że w magazynie Cadenhead’s na terenie Springbank w Campbeltown znajdziemy perełkę wartą wszelkich poszukiwań whiskowego Graala. Być może jedna z beczek Octomore, której nie zabutelkowano w swoim czasie, a z której można sobie pociągnąć w magazynie w Bruichladdich okaże się objawieniem. Może będzie to któraś z butelek na półkach w barze zamku Dornoch, może świeży destylat w Ardnamurchan, może coś w magazynie Balvenie. Cokolwiek będzie naszym whiskowym odkryciem – niech nasze pieniądze wydane w miejscu, gdzie wytwarzana jest ta whisky będą dodatkowym hołdem złożonym tym, którzy tak naprawdę przyczyniają się do tej cudownej różnorodności, jaką oferuje nam świat whisky.
Kończy się styczeń, czas najwyższy zaplanować tegoroczne wakacje. Jeśli dotąd nie było w planach wizyty w ojczyźnie whisky szkockiej – być może czas najwyższy pomyśleć o tej opcji? Szkocja ma do zaoferowania coś ciekawego dla wszystkich, niekoniecznie wielbicieli whisky. Może więc rodzinne wakacje w Szkocji?
Pokaż więcej wpisów z
Styczeń 2018