O tym jak bardzo trzeba uważać co się mówi i do kogo, przekonał się właśnie brytyjski minister spraw zagranicznych (foreign secretary), Boris Johnson. Podczas spotkania w ramach prowadzonej właśnie kampanii wyborczej, spotkał się z wyborcami w świątyni sikhijskiej w Bristolu. Przekonywał zebranych o korzyściach, jakie przynieść może umowa o wolnym handlu z Indiami, krajem, z którego wywodzi się sikhizm. W sposób naturalny więc, większość zebranych na spotkaniu ma dość ścisłe związku z Indiami i zainteresowana jest zacieśnieniem współpracy.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, iż za przykład korzyści płynących z proponowanej przez Partię Konserwatywną umowy handlowej z Indiami polityk wybrał… szkocką whisky. Nasz ulubiony trunek obłożony jest 150-procentowym cłem, co dla wszystkich podróżujących na Półwysep Indyjski oznacza konieczność targania bagażu, z którego dobiega charakterystyczny brzęk butelek. No właśnie, czy rzeczywiście dla wszystkich? Argument byłby ze wszech miar trafiony niemal wszędzie indziej, jednak były burmistrz Londynu zapomniał gdzie się znajduje i do kogo przemawia. Sikhizm jest religią rygorystycznie wymagającą od swoich wyznawców przestrzegania szeregu zasad, w tym tych dotyczących diety. I nie ma w niej miejsca na spożycie alkoholu. Niestety, panie Borysie, nie ma.
Przytoczony przykład natychmiast spotkał się z reakcją jednej z zebranych wyznawczyń sikhizmu, która przerwała politykowi wypowiedź i wyraziła swoje oburzenie, że ma on czelność mówić o alkoholu w sikhijskiej świątyni. „How dare you talk about alcohol in a Sikh temple?” Boris Johnson natychmiast wycofał się z niefortunnego przykładu i przeprosił zebranych, jednak istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie dość, że nie zyskał zwolenników dzięki temu spotkaniu, to być może sporo ich stracił. Wywodząca się z Indii społeczność sikhijska jest niezwykle liczna w Wielkiej Brytanii i w niektórych okręgach wyborczych (np. w Bristolu) stanowić może znaczący odsetek elektoratu.
Co ciekawe, przy okazji Boris Johnson dokonał interesującego podziału wożonego do Indii alkoholu. Powiedział on bowiem, „we have to bring Johnnie Walker or we have to bring whisky (…)” Tak więc, w przeciwieństwie do tego, co każdy z nas dotąd sądził, whisky wcale nie dzieli się na słodową, zbożową i mieszaną, tylko na Johnnie Walkera i whisky szkocką. Ach, ci politycy…
[Zdjęcie: dailystormer.com]