Pieniądze, procenty, liczby
14/02/2018
Whisky to potężny i coraz potężniejszy biznes. Co do tego nikt chyba nie ma już wątpliwości. Czasy, kiedy można było niedrogo kupić przyzwoitą, a czasem i wybitną whisky – bo nie było na nią wielkiego zapotrzebowania – przeszły bezpowrotnie do historii. Obecnie najbardziej interesujące edycje poszukiwanych marek sprzedawane są na pniu. A nierzadko trzeba wziąć udział w loterii, by stać się szczęśliwym posiadaczem tej czy innej butelki. Tak było w przypadku jednej z edycji rocznicowej Lagavulin, tak było niedawno w przypadku nowych edycji Karuizawy.
Rzut oka na kilka liczb, w tym cen, pozwoli lepiej zrozumieć jak szalonym stał się w ostatnim czasie świat whisky, naszego ulubionego trunku.
Aukcje wskazują producentom pułap cenowy
Na początek aukcje rzadkich i starych whisky. Ostatni miesiąc przyniósł doniesienia o rekordowej cenie £11.900, jaką zapłacono za butelkę Black Bowmore 1964 z drugiej edycji. Gdyby to nie robiło wystarczającego wrażenia, za Dalmore Eos 59yo zapłacono w ubiegłym miesiącu za równowartość 117.480 USD. O jej wartości stanowił wiek oraz absolutnie limitowany charakter edycji – tylko 20 butelek. Dalej mało? Dwa tygodnie temu Yamazaki 50yo pobiła rekord. Na aukcji w Hongkongu zapłacono za nią równowartość prawie 300.000 dolarów.
W tej sytuacji, jeśli rynek dyktuje tak szalone ceny, nie dziwi już chyba nikogo oficjalna cena detaliczna najnowszej edycji Macallan 1977 Fine & Rare – 15.000 USD. A skoro o Macallan mowa, to beczka whisky z tej destylarni, pochodząca z roku 1989, sprzedana została ostatnio na aukcji za rekordową kwotę 242.000 funtów.
Jedyne zdziwienie, jakie odnotowano w ostatnim czasie w internecie piszącym o whisky, to niezwykle skromna, jak na oczekiwania, ostateczna cena, jaką na aukcji osiągnęła buteleczka legendarnej Malt Mill. Sprzedano ją za jedyne 3400 funtów. Nie bez znaczenia na tak słabe osiągnięcie miał fakt, iż na różnego rodzaju forach pojawiło się sporo wątpliwości co do jej autentyczności. No i fakt, że mówimy o miniaturce, buteleczce o pojemności 50 ml, też z pewnością zrobił swoje.
Boom w destylarniach
Niebotycznie wysokie ceny rzadkich whisky są być może jednym z czynników wpływających na zwiększone zainteresowanie odwiedzinami w destylarniach. Bez porównania taniej jest pojechać na miejsce, wykupić nawet stosunkowo wyszukany program zwiedzania i degustacji, by móc potem pochwalić się „zaliczeniem” takiej to a takiej whisky z jakiegoś imponującego rocznika.
Oczywiście, czynników wpływających na zwiększone zainteresowanie destylarniami jest więcej, jednak faktem jest, że szkockie destylarnie przeżywają prawdziwy boom. I nie tylko szkockie – z Irlandii również płyną doniesienia o zwiększonych dochodach z tej części działalności tamtejszych gorzelni.
Nie tak dawno największy producent whisky, Diageo, donosił o rekordowym poziomie zainteresowania zwiedzaniem należących do koncernu zakładów. W czołówce znajduje się destylarnia Blair Athol, wzrosty odnotowano w Clynelish, Lagavulin, Talisker i wielu innych. W Clynelish – najpewniej w związku z informacjami o planowanej reaktywacji legendarnej Brory – odnotowano 127-procentowy wzrost liczby zwiedzających. Znajdująca się w japońskich rękach destylarnia Tomatin doniosła z kolei, że turyści odwiedzający ich Visitor Centre zostawili tu w ubiegłym roku ponad milion funtów. Nic dziwnego, że kolejne zakłady, szczególnie te nowe, które na dochody ze sprzedaży whisky będą w stanie odnotować nie prędzej niż za trzy lata od uruchomienia, również stawiają na przyciągnięcie turystów. Świetnie z tym tematem radzą sobie Lindores Abbey Distillery, Ardnamurchan, Raasay, czy GlenWyvis. Inne gorzelnie, które nie przewidziały takiej możliwości dość szybko zmieniają swoją politykę w obliczu coraz większej liczby chętnych do tego, by przyjrzeć się u nich procesowi produkcji szkockiej wody życia. Niechętna do niedawna turystom destylarnia Wolfburn jest jednym z przykładów.
Coraz więcej do zobaczenia, coraz więcej do kupienia
Skoro odnotowuje się rekordowe ceny i niespotykane dotąd zainteresowanie – w skrócie zwane w ekonomii popytem – naturalną reakcją rynku jest zwiększenie podaży. Uruchamianie możliwości zwiedzania istniejących destylarni, o którym mowa w akapicie powyżej, jest jednym ze sposobów na zwiększanie podaży. Innym jest poszerzanie oferty dotyczącej zwiedzania i degustacji na miejscu, najchętniej w magazynach celnych. Coraz więcej destylarni, szczególnie tych mogących pochwalić się bogatym portfolio i odpowiednio dużymi i starymi zapasami whisky, oferuje cały szereg opcji – a to zwiedzanie połączone z degustacją całej gamy edycji podstawowych, a to zwiedzanie w towarzystwie kogoś ważnego dla danej destylarni, a to rozbudowane degustacje oferowane w magazynach celnych, wreszcie food pairing i bardziej ekskluzywne opcje (suto zakrapiany lunch z menadżerem, itp.).
Ogromnym powodzeniem wśród wielbicieli whisky cieszą się degustacje w magazynie należącym do niezależnego bottlera Cadenhead na terenie destylarni Springbank. Możliwość degustacji w magazynie Lagavulin w towarzystwie Iana MacArthura trzeba sobie rezerwować z niemałym wyprzedzeniem. Siedzenie na beczkach z kieliszkiem w ręku – napełnianym raz po raz z tej czy innej beczki – w magazynach Bruichladdich, Caol Ila czy Bunnahabhain, to coraz częściej poszukiwana rozrywka podczas pobytu na Islay.
Poza zmianami jakościowymi oferty destylarni, nie sposób nie dostrzec niejednokrotnie wspominanej powyżej zmiany ilościowej. Jak się okazuje, w ciągu 2017 roku liczba destylarni wzrosła w całej Wielkiej Brytanii o imponujące 15%. Otwarto łącznie 49 nowych zakładów, w tym aż 22 w Anglii, 20 w Szkocji, 4 w Walii i 3 w Północnej Irlandii. Jeśli wziąć pod uwagę, że jeszcze do niedawna w Szkocji funkcjonowało nieco ponad 100 gorzelni, a w pozostałych częściach Wielkiej Brytanii gorzelnictwo praktycznie nie istniało – poza kilkoma wyjątkami – to przyrost do obecnej liczby 315 jest co najmniej imponujący.
Systematycznie zwiększa się podaż jeśli chodzi o wielkości produkcji whisky. Niedawno pisaliśmy o planowanej przez Glenmorangie wielomilionowej inwestycji w zwiększenie produkcji. Podobne procesy zachodzą już od co najmniej dekady w innych destylarniach – wzrosła bądź rośnie wydajność takich destylarni jak Glenfiddich, Mortlach, Macallan i szereg innych.
Ten wzrost ilościowy nie ogranicza się jedynie do Szkocji, czy Wielkiej Brytanii. Oto japoński koncern Suntory, właściciel szeregu destylarni i marek whisky na całym świecie, zapowiedział właśnie inwestycje w produkcję burbona na łącznym poziomie 900 milionów dolarów amerykańskich.
Wzrosty sprzedaży, wzrosty eksportu
Wszystko, o czym mowa wyżej, przekłada się bezpośrednio na rosnące słupki na wykresach bacznie obserwowanych przez udziałowców poszczególnych spółek związanych z rynkiem gorzelniczym. Związek tak naturalny i bezpośredni, jak nieuchronny.
Rok 2017 był kolejnym rokiem wzrostu sprzedaży whisky szkockiej. Jak podaje Scotch Whisky Association, tylko wartość eksportu whisky szkockiej wyniosła 4,36 miliarda funtów. Przekłada się to na wzrost ilościowy o 1,6%, wartościowy o 8,9%. Wyeksportowano łącznie 1,23 miliarda butelek szkockiej. Dane te wyglądają jeszcze lepiej, jeśli przyjrzeć się eksportowi whisky słodowej – tylko sektor single malt wzrósł o 14,2% i osiągnął wartość 1,17 miliarda funtów.
W sąsiedniej Irlandii odnotowano wzrost eksportu tamtejszej whiskey o 20 mln funtów. Osiągnął on w ubiegłym roku najwyższą dotąd wartość 600 mln funtów.
Rośnie rynek rzadkich i starych whisky. W samej tylko Wielkiej Brytanii jego wartość osiągnęła w ubiegłym roku 25 milionów funtów.
Wzrosty odnotowali również poszczególni producenci. Destylarnia Macallan ogłosiła niedawno, że sprzedaż jej single malt whisky osiągnął poziom bardzo bliski milionowi skrzynek rocznie.
Na poziomie nieco łatwiejszym do ogarnięcia dla przeciętnego amatora szkockiej wody życia również odnotowuje się wzrosty. Oto, na przykład, organizatorzy dorocznego Spirit of Speyside Festival, który odbędzie się w dniach 3-7 maja, ogłosili niedawno rekordową sprzedaż biletów na imprezy mające się odbyć w Speyside w ramach festiwalu. W ciągu 24 godzin od rozpoczęcia sprzedaży biletów, wyprzedano bilety na 116 festiwalowych imprez. W tym czasie sprzedano prawie pięć tysięcy biletów na łączną kwotę 154.000 funtów. To o prawie 800 biletów i ponad 32 tysiące funtów więcej niż rok temu.
Niejeden bardziej wysezonowany wielbiciel whisky westchnie na te dane, wzruszy ramionami i odda się wspomnieniom spokojnych czasów, gdy dostępne były dwie, może trzy oficjalne wersje whisky z większych i bardziej znanych destylarni, zakup edycji specjalnych nie wymagał zastawienia hipoteki, a podczas wizyty w nielicznych wówczas otwartych dla turystów destylarniach oczekiwać można było niewiele ponad standardowe zwiedzanie pod opieką przewodnika. Rynek wtórny praktycznie nie istniał, ale i nie musiał – sklepy specjalistyczne zaopatrzone były niemal na stałe w tak wyszukane butelki, oferowane po przystępnych cenach, że obecnie nawet trudno jest to sobie wyobrazić. Port Ellen 1975 w cenie dwudziestu kilku funtów nie znikała z półki przez długie miesiące.
To se nevrátí, jak mawiają nasi południowi sąsiedzi, więc cieszyć się trzeba tym, co mamy dzisiaj. A w każdym razie, pozytywnymi aspektami dzisiejszej sytuacji na rynku. A tych jest sporo – większa oferta starych, renomowanych destylarni, większa dostępność whisky, coraz to nowe edycje, wreszcie rosnąca liczba producentów. Na niewiarygodnie wysokie ceny rzadkich i starych edycji przymknijmy więc oko.
Pokaż więcej wpisów z
Luty 2018