O Springbank i Campbeltown przy okazji zbliżającej się aukcji
Dom aukcyjny Christie’s zapowiada w najbliższym czasie nie lada gratkę dla zasobnych w grube portfele kolekcjonerów whisky. Oto jedną z butelek wystawionych na licytację w dniach 2-3 grudnia 2021 będzie Springbank 1919 50yo. Whisky, o której powiedzieć, że jest legendą, to jak nic nie powiedzieć. Destylowana w okresie, kiedy jedna po drugiej upadały destylarnie w Campbeltown, przechowana przez pół wieku w beczce dębowej, zabutelkowana w 1970 roku. Na rynek trafiły jedynie 24 butelki. Eksperci Christie’s przewidują, że za wystawioną na aukcję butelkę nr 4 trzeba będzie zapłacić między 200 a 280 tysięcy funtów.
Żeby zrozumieć na czym polega niezwykłość i wyjątkowość tej whisky, trzeba bliżej przyjrzeć się samej destylarni, jej historii i stosowanym metodom produkcji, ale także całemu regionowi Campbeltown, z którego whisky pochodzi. Niegdyś prawdziwa stolica szkockiej whisky słodowej, ta osada na krańcu półwyspu Kintyre w pewnym okresie niemal przestała istnieć jako region produkcji whisky. Dziś działają tu trzy destylarnie, powstaje pięć różnych single maltów. To dalej niewiele, jak na region, ale bywało dużo gorzej.
Zacznijmy od tego, że okolice Campbeltown wieki temu były niekwestionowanym gorzelniczym rajem. I to na długo zanim uchwalono Excise Act w 1823, prawo któremu przypisuje się faktyczne zalegalizowanie produkcji whisky. W 1795 roku w samym tylko miasteczku miało działać aż 21 gorzelni, a w bezpośredniej okolicy kolejne 10. Nowa rzeczywistość prawna, zapoczątkowana w 1823 tylko przyspieszyła rozwój gorzelnictwa w regionie. Sprzyjały temu z jednej strony dostępność węgla z kopalni w Drumlemble, oddalonej o niecałe 10 kilometrów, a z drugiej – i przede wszystkim – połączenie morskie z dynamicznie rozwijającym się portem w Glasgow. A za pośrednictwem Glasgow, Campbeltown miało kontakt z rynkami zbytu na całym świecie, w tym przede wszystkim ze Stanami Zjednoczonymi. Zanim rozwinęło się połączenie kolejowe między południem Szkocji a wsiami i miasteczkami w Highlands (np. w tym, co dziś nazywamy Speyside), nikt nie był w stanie zagrozić dominacji rynkowej gorzelników z Campbeltown. Samo miasteczko ochrzczono mianem "Whisky Capital of the World".
Ta hossa nie mogła jednak trwać wiecznie. Początek XX wieku przyniósł cały zestaw katastrof, które zdziesiątkowały lokalne destylarnie i ostatecznie pozostawiły nam jedynie dwie. Trzecia działająca dziś gorzelnia, Glengyle, reaktywowana została po wielu latach już w XXI wieku, w 2004 roku. Do ogólnie znanych przyczyn upadku ponad 30 destylarni z Campbeltown, takich jak wojenne ograniczenia produkcji, czy Prohibicja w USA i kryzys światowy, dołożyć trzeba wyczerpanie się zasobów węgla w Drumlemble i zamknięcie tamtejszej kopalni około roku 1923. Konkurencja ze strony coraz lepiej połączonego z resztą świata Speyside oraz coraz gorsza reputacja whisky z Campbeltown, produkowanej byle jak, byle tylko zaspokoić ogromny popyt bez zważania na jakość, dopełniły reszty. W latach trzydziestych w okolicy działały już tylko 3 destylarnie, z których jedna, Rieclachan, zamknęła swe podwoje w 1934. Na polu bitwy, a właściwie pogorzelisku, pozostały już tylko Springbank i Glen Scotia.
W takich oto warunkach powstała whisky, którą wkrótce będzie można licytować w domu aukcyjnym Christie’s.
Jako się rzekło, Campbeltown 1919 50yo do butelek trafiła w 1970 roku. Destylacja w grudniu 1919 oznaczała, że żeby osiągnąć piękny i marketingowo nośny wiek 50 lat, trzeba było poczekać do 1970. Jak zauważa wiele osób śledzących wieści o nadchodzącej aukcji, na etykiecie tej whisky widnieje określenie zawartości alkoholu na poziomie 38%, czyli o dwa punkty procentowe niżej niż wymóg prawny dla whisky. Czy w takim razie jest to w dalszym ciągu whisky? Owszem, jest.
Żeby wyjaśnić tę kwestię, znowu trzeba sięgnąć do historii, choć już nie aż tak daleko. Pamiętać należy, że jeszcze na początku ubiegłego wieku nie było żadnych regulacji prawnych określających czym jest, a czym nie jest whisky. Dopiero w 1915, obliczu zmagań wojennych i specyficznych wymogów tego czasu, ówczesny minister finansów David Lloyd George zaproponował podwojenie opodatkowania alkoholu. Lobby branży alkoholowej udało się zablokować takie rozwiązanie, jednak pewnym kosztem. Z jednej strony zgodzono się na zapis, by whisky musiała leżakować w dębowych beczkach przez minimum 2 lata zanim będzie sprzedana, oraz by minimalna zawartość alkoholu w whisky wyniosła 37,2%. To pierwsze rozwiązanie miało na celu zmniejszenie podaży whisky – wszak trzeba było zatrzymać w magazynach sporą część produkcji, która normalnie sprzedana by była zanim upłynęły dwa lata leżakowania, często wprost z destylarni, bez żadnej maturacji. Drugie rozwiązanie miało zmniejszyć popyt. Mocna whisky kosztować musiała drożej. Prawda, że 37,2% wcale dziś nie brzmi mocno? A to oznacza, że przed 1915 sprzedawano whisky wyraźnie słabszą. Konieczność leżakowania whisky w dębowych beczkach została wydłużona do 3 lat już w 1916 roku, kiedy ten sam David Lloyd George został premierem Wielkiej Brytanii. Był on abstynentem, i bardzo wyraźnie nie odpuścił producentom alkoholu. Do tego stopnia, że już w 1917 przeforsował prawo, określające dopuszczalną moc whisky na przedział między 28,6% a 40% alkoholu objętościowo.
O ile prawo nakazujące dojrzewanie whisky przez minimum 3 lata obowiązuje do dzisiaj, i w gruncie rzeczy w dużym stopniu przyczyniło się do wzmocnienia pozycji whisky szkockiej jako alkoholu klasy premium, o tyle przepis definiujący moc whisky na poziomie 28,6-40% dość szybko okazał się nierealny, głównie ze względu właśnie na dbałość o jakość. Jak powszechnie wiadomo, alkohol jest nośnikiem walorów aromatyczno-smakowych, im wyższa moc, tym potencjalnie bogatszy smakowo trunek, więc takie ograniczenie mogło tylko przynieść szkody. Jednak politycy zawsze znajdą jakiś sposób, by zepsuć to, co dobre. W 1920 wprowadzono taki system opodatkowania alkoholu, by nie opłacało się oferować na rynku whisky mocniejszej niż 40%. Gdyby ktoś pytał, David Lloyd George piastował urząd premiera do 1922 roku.
Po II wojnie światowej przepisy podatkowe zmieniły się, nikt już nie zabraniał sprzedawania mocniejszej whisky, ani nikt nie karał fiskalnie za takie praktyki. Jednak aż do 1988 roku nie zmieniono minimalnej dopuszczalnej zawartości alkoholu w whisky. Czyli w dalszym ciągu można było sprzedawać trunek o mocy 28,6% i bez skrępowania na etykiecie umieszczać słowo whisky. Dopiero Scotch Whisky Act z 1988 roku załatwił sprawę raz na zawsze. Wymarzony przez Lloyda George’a maksymalny pułap 40% stał się wymaganym prawem minimum.
Springbank 1919 50yo butelkowana była w 1970 roku. Było to 18 lat przed wspomnianą regulacją, ustanawiającą 40% jako minimum mocy whisky. A że prawo nie działa wstecz, jest to w dalszym ciągu pełnoprawna whisky.
A sama destylarnia Springbank? Założona w 1828 roku przez Williama Reida w miejscu, gdzie wcześniej działała nielegalna gorzelnia. Rzec więc można, że podobnie, jak w przypadku ogromnej liczby destylarni z drugiej dekady XIX wieku, nie tylko została ona założona, co zwyczajnie zalegalizowana. W ręce rodziny Mitchellów – do których należy do dziś – przeszła w 1837. Można pokusić się o stwierdzenie, że tak naprawdę od samego początku swego istnienia znajdowała się w rękach tej samej rodziny, gdyż jej założyciel, William Reid był krewnym Mitchellów. Obok destylarni Glenfiddich i Balvenie, oraz Glenfarclas (wszystkie trzy w Speyside) jest to jedna z dosłownie garstki niezależnych szkockich gorzelni, należących dziś do spadkobierców założycieli, a sięgających korzeniami XIX wieku.
Bezpośrednie przełożenie między właścicielami a zakładem produkcyjnym ma w przypadku Springbank ogromne znaczenie. Ośrodek decyzyjny we wszelkich kwestiach dotyczących produkcji i marketingu znajduje się w Campbeltown, odpowiedzialność nie rozmywa się na zarząd i udziałowców, co znajduje swoje odbicie w jakości wytwarzanej tu whisky. Tym bardziej, że Springbank nie ma i nigdy nie miała aspiracji do podboju świata wielkością swojej produkcji. Jak się wydaje, podejście takie pozwoliło destylarni przetrwać najtrudniejsze czasy, a jednocześnie nie pójść na łatwe kompromisy dotyczące jakości wytwarzanej tu whisky. Jeśli do tego dorzucimy fakt, iż dokładnie cały proces produkcji, włącznie ze słodowaniem jęczmienia, odbywa się w jednym miejscu, w jednym zakładzie, wygląda na to, że mamy receptę na długofalowy sukces.
Dziś w Springbank produkuje się trzy rodzaje whisky, trzy jej marki – Springbank, Hazelburn i Longrow. Różnią się one między sobą nie tylko stopniem torfowego zadymienia słodu, lecz także reżimem destylacyjnym. Flagowa Springbank, stanowiąca 80% produkcji zakładu, to whisky wytwarzana w oparciu o słód umiarkowanie dymiony, do wartości 8-10 ppm fenoli i częściowo destylowana trzykrotnie. Po uśrednieniu przyjęło się określać ją mianem whisky destylowanej dwuipółkrotnie. Longrow to whisky stanowiąca 10% produkcji i oparta na słodzie dymionym mocno, do poziomu 50 ppm. Longrow poddawana jest destylacji tradycyjnej, czyli dwukrotnej. Wreszcie Hazelburn, najbardziej łagodny twór Springbank, to whisky robiona ze słodu suszonego tylko i wyłącznie ciepłym powietrzem i destylowana trzykrotnie. Jak łatwo policzyć, Hazelburn to, podobnie jak Longrow, 10% produkcji Springbank.
Jak wynika z powyższego, kupując licytowaną Springbank 1919 50yo, jej nabywca kupi więcej niż tylko butelkę whisky. W pakiecie otrzyma kawał historii zarówno regionu Campbeltown, ale i całego przemysłu gorzelniczego Szkocji. A że niewiele wskazuje na to, by podobna gratka trafiła się w najbliższym czasie ponownie, można oczekiwać zaciekłej walki o prawo do jej zakupu. A tym samym naprawdę wysokiej ostatecznej ceny sprzedaży.
Osoby, którym nie uda się wylicytować Springbank 1919 w ramach najbliższej aukcji Christie’s, a które niniejszy tekst zainspirował do zadzierzgnięcia bardziej gruntownej znajomości z produktami Springbank, zachęcamy by rzuciły okiem na nasze półki. W aktualnej ofercie Domu Whisky Online znajdziecie szeroki wybór Springbank, Longrow i Hazelburn, w tym egzemplarze stare, rzadkie i kolekcjonerskie. Warto do nas zaglądać.
Na zdjęciu półka w sklepie Cadenhead’s w Edynburgu w 2006 roku, kiedy to za butelkę Springbank 1919 50yo trzeba było zapłacić jedynie 14 tysięcy funtów, czyli wielokrotnie mniej niż aktualna prognoza domu aukcyjnego. Zdjęcie wykorzystano za zgodą autora.
[14.11.2021 / zdjęcie: Rajmund Matuszkiewicz]