Glenfiddich Visitor Centre ma już 50 lat
12/07/2019
Kilkanaście dni temu destylarnia Glenfiddich zaprezentowała specjalną edycję whisky, mającą uświetnić pięćdziesiątą rocznicę otwarcia wrót destylarni dla zwiedzających. Nawet jeśli faktycznie destylarnia nie jest otoczona ogrodzeniem, a więc i wrót nie ma, które można byłoby otworzyć. Tak czy inaczej, Glenfiddich Rare Collection Cask No. 20050 to whisky pochodząca z pojedynczej beczki po burbonie, zalanej w Boże Narodzenie 1987, która wydała na świat jedynie 200 butelek. Jak mówi producent, whisky inspirowana tą, którą obdarowano gości podczas otwarcia Glenfiddich Visitor Centre w 1969 roku. Tak, najpopularniejsza destylarnia szkockiej whisky słodowej otwarta jest dla turystów już od pięćdziesięciu lat. I była na tym polu absolutnym pionierem.
Sama whisky, oferowana w sklepie na terenie destylarni w cenie 1600 GBP za butelkę 700 ml, ma tutaj jednak drugorzędne znaczenie. O wiele ważniejszy jest powód jej butelkowania, okazja jaką ma uświetnić.
Glenfiddich to destylarnia niezwykła z wielu względów, nawet jeśli niektórzy wytrawni koneserzy whisky słodowej z wyższością spoglądać będą na charakterystyczne logo, trójkątną butelkę – i sięgną po bardziej wykwintne, ich zdaniem, trunki. Po pierwsze i najważniejsze, dla ogromnej rzeszy wielbicieli whisky szkockiej, Glenfiddich stanowiła pierwszy krok w poznawaniu świata whisky słodowej. Dzięki swej popularności, powszechności i dostępności, przez wszystkie swe lata obecności na rynku Glenfiddich zyskała status punktu odniesienia, wręcz swego rodzaju wzorca.
Kiedy na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku Alexander Grant, odpowiedzialny w rodzinie właścicieli destylarni za sprzedaż i marketing single malt, postawił na zupełnie nową kategorię whisky, niejeden pukał się w czoło. Szkockim trunkiem świętującym sukcesy na światowych rynkach była blended whisky, whisky mieszana, trunek zestawiony z whisky zbożowej, z niewielkim tylko dodatkiem whisky słodowej. Ta ostatnia uznawana była za zbyt wymagającą w smaku, zbyt trudną w obejściu, zbyt nieokrzesaną jak na delikatne podniebienia światowców, którym nagle zabrakło koniaku (epidemia filoksery w drugiej połowie XIX wieku). A jednak, w 1963 roku rozpoczął się marsz Glenfiddich Straight Malt przez świat. Marsz, który trwa do dziś.
Nie znaczy to, że whisky słodowa jako taka nie była znana i nie była dostępna na rynku. Bynajmniej, jednak nikt nie zajmował się ani jej promocją, ani eksportem dalej niż za opłotki miejscowości, w której powstawała. W przypadku Glenfiddich było to rodzinne Dufftown, gdzie whisky słodowa spożywana była dość powszechnie w miejscowych pubach. Nie istniała wówczas nawet specjalna kategoria, nie było wiadomo jak ten trunek nazywać. Grantowie nazwali swoją „straight malt”, z czasem przyjęło się określenie „pure malt”, by wreszcie pod koniec XX wieku ustalił się termin „single malt” na określenie whisky słodowej pochodzącej z pojedynczej destylarni.
Do promocji Glenfiddich Straight Malt zaprzęgnięto reklamę w prasie, radiu i telewizji – co również stanowiło swego rodzaju innowację, przecieranie nowych szlaków. Kolejnym narzędziem służącym promocji „nowej” whisky stać się miało umożliwienie zwiedzania zakładu przez turystów odwiedzających ten region Szkocji. Stało się to w 1969 roku, okrągłe 50 lat temu. Destylarnia Glenfiddich była pierwszą wytwórnią szkockiej whisky, do której można było wejść, przyjrzeć się procesowi produkcji, a wizytę zakończyć degustacją lokalnego trunku i możliwością jej zakupu. I jeśli miarą sukcesu może być skala naśladownictwa, wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się obecnie w zakładach należących do konkurencji – Diageo jest właśnie w trakcie wydawania zapowiadanych 150 milionów funtów na poprawę jakości usług turystycznych, związanych z produkcją whisky. Nowo otwierane destylarnie z reguły już w fazie planowania zakładają możliwość zwiedzania, ich projekty obejmują część dla zwiedzających, a w przyjmowanych wyliczeniach budżetowych przychody z działalności turystycznej stanowią ważny element. I to nie tylko w tych częściach Szkocji, gdzie w sposób naturalny oczekiwać można tysięcy osób zainteresowanych odwiedzeniem destylarni. Również w miejscach odległych od wielkich ośrodków turystycznych i trudno dostępnych producenci liczą na przyciągnięcie zwiedzających. Wystarczy wspomnieć Ardnamurchan, Isle of Raasay czy Isle of Harris.
Obecnie turystyka związana z produkcją whisky szkockiej to niezwykle ważna dziedzina gospodarki regionów, w których zlokalizowane są jej wytwórnie. Chodzi głównie – choć nie tylko – o szeroko pojęty region Speyside oraz wyspę Islay. Nierzadko dochody z tego rodzaju turystyki stanowią jedyną korzyść, jaką z faktu obecności destylarni w swoim sąsiedztwie odnoszą społeczności lokalne. Wszak należące do ogromnych, międzynarodowych koncernów destylarnie minimalizują koszty lokalne, a ogromne zyski trafiają do portfeli udziałowców daleko za granicami Szkocji.
Jak podaje portal scotchwhisky.com, w 2017 roku szkockie destylarni odwiedzane były 1,9 miliona razy. To w całej Szkocji. W samym Speyside, jak podaje Moray Speyside Tourism, w 2015 dodatkowy dochód lokalnej gospodarki w związku z działalnością The Malt Whisky Trail w Speyside wyniósł ponad 100 milionów funtów. Glenfiddich jest jedną z destylarni na wspomnianym szlaku. Coraz liczniejsze festiwale whisky szkockiej – w Speyside, na Islay, w Highlands, czy ostatnio na Hebrydach – to inicjatywy lokalne, mające na celu uatrakcyjnienie wizyt w poszczególnych regionach i wsparcie lokalnych gospodarek. Czy też, jak kto woli, próba uszczknięcia choć okruchów z tego obfitego tortu przez tych, którzy na co dzień znoszą niedogodności związane z funkcjonowaniem destylarni, wzmożonym ruchem ciężarówek, cystern i okazjonalnymi blokadami dróg, gdy jakaś destylarnia postanowi uruchomić sprzedaż jakiejś limitowanej edycji swojej whisky.
Przy okazji okrągłej rocznicy funkcjonowania Visitor Centre w Glenfiddich, warto sobie uświadomić, że to właśnie ta destylarnia z Doliny Jeleni utorowała drogę do takiego rozwoju szkockiej turystyki. I choć na chwilę przestać sarkać, że przecież Glenfiddich to najbardziej podstawowa podstawka.
Osobom, które chciałyby zapoznać się z niezwykle bogatą ofertą destylarni Glenfiddich i we własnym zakresie uświetnić 50-lecie tamtejszego Visitor Centre, polecamy aktualną ofertę whisky z Doliny Jeleni, dostępną za pośrednictwem Domu Whisky Online.
[12.07.2019]
Sama whisky, oferowana w sklepie na terenie destylarni w cenie 1600 GBP za butelkę 700 ml, ma tutaj jednak drugorzędne znaczenie. O wiele ważniejszy jest powód jej butelkowania, okazja jaką ma uświetnić.
Glenfiddich to destylarnia niezwykła z wielu względów, nawet jeśli niektórzy wytrawni koneserzy whisky słodowej z wyższością spoglądać będą na charakterystyczne logo, trójkątną butelkę – i sięgną po bardziej wykwintne, ich zdaniem, trunki. Po pierwsze i najważniejsze, dla ogromnej rzeszy wielbicieli whisky szkockiej, Glenfiddich stanowiła pierwszy krok w poznawaniu świata whisky słodowej. Dzięki swej popularności, powszechności i dostępności, przez wszystkie swe lata obecności na rynku Glenfiddich zyskała status punktu odniesienia, wręcz swego rodzaju wzorca.
Kiedy na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku Alexander Grant, odpowiedzialny w rodzinie właścicieli destylarni za sprzedaż i marketing single malt, postawił na zupełnie nową kategorię whisky, niejeden pukał się w czoło. Szkockim trunkiem świętującym sukcesy na światowych rynkach była blended whisky, whisky mieszana, trunek zestawiony z whisky zbożowej, z niewielkim tylko dodatkiem whisky słodowej. Ta ostatnia uznawana była za zbyt wymagającą w smaku, zbyt trudną w obejściu, zbyt nieokrzesaną jak na delikatne podniebienia światowców, którym nagle zabrakło koniaku (epidemia filoksery w drugiej połowie XIX wieku). A jednak, w 1963 roku rozpoczął się marsz Glenfiddich Straight Malt przez świat. Marsz, który trwa do dziś.
Nie znaczy to, że whisky słodowa jako taka nie była znana i nie była dostępna na rynku. Bynajmniej, jednak nikt nie zajmował się ani jej promocją, ani eksportem dalej niż za opłotki miejscowości, w której powstawała. W przypadku Glenfiddich było to rodzinne Dufftown, gdzie whisky słodowa spożywana była dość powszechnie w miejscowych pubach. Nie istniała wówczas nawet specjalna kategoria, nie było wiadomo jak ten trunek nazywać. Grantowie nazwali swoją „straight malt”, z czasem przyjęło się określenie „pure malt”, by wreszcie pod koniec XX wieku ustalił się termin „single malt” na określenie whisky słodowej pochodzącej z pojedynczej destylarni.
Do promocji Glenfiddich Straight Malt zaprzęgnięto reklamę w prasie, radiu i telewizji – co również stanowiło swego rodzaju innowację, przecieranie nowych szlaków. Kolejnym narzędziem służącym promocji „nowej” whisky stać się miało umożliwienie zwiedzania zakładu przez turystów odwiedzających ten region Szkocji. Stało się to w 1969 roku, okrągłe 50 lat temu. Destylarnia Glenfiddich była pierwszą wytwórnią szkockiej whisky, do której można było wejść, przyjrzeć się procesowi produkcji, a wizytę zakończyć degustacją lokalnego trunku i możliwością jej zakupu. I jeśli miarą sukcesu może być skala naśladownictwa, wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się obecnie w zakładach należących do konkurencji – Diageo jest właśnie w trakcie wydawania zapowiadanych 150 milionów funtów na poprawę jakości usług turystycznych, związanych z produkcją whisky. Nowo otwierane destylarnie z reguły już w fazie planowania zakładają możliwość zwiedzania, ich projekty obejmują część dla zwiedzających, a w przyjmowanych wyliczeniach budżetowych przychody z działalności turystycznej stanowią ważny element. I to nie tylko w tych częściach Szkocji, gdzie w sposób naturalny oczekiwać można tysięcy osób zainteresowanych odwiedzeniem destylarni. Również w miejscach odległych od wielkich ośrodków turystycznych i trudno dostępnych producenci liczą na przyciągnięcie zwiedzających. Wystarczy wspomnieć Ardnamurchan, Isle of Raasay czy Isle of Harris.
Obecnie turystyka związana z produkcją whisky szkockiej to niezwykle ważna dziedzina gospodarki regionów, w których zlokalizowane są jej wytwórnie. Chodzi głównie – choć nie tylko – o szeroko pojęty region Speyside oraz wyspę Islay. Nierzadko dochody z tego rodzaju turystyki stanowią jedyną korzyść, jaką z faktu obecności destylarni w swoim sąsiedztwie odnoszą społeczności lokalne. Wszak należące do ogromnych, międzynarodowych koncernów destylarnie minimalizują koszty lokalne, a ogromne zyski trafiają do portfeli udziałowców daleko za granicami Szkocji.
Jak podaje portal scotchwhisky.com, w 2017 roku szkockie destylarni odwiedzane były 1,9 miliona razy. To w całej Szkocji. W samym Speyside, jak podaje Moray Speyside Tourism, w 2015 dodatkowy dochód lokalnej gospodarki w związku z działalnością The Malt Whisky Trail w Speyside wyniósł ponad 100 milionów funtów. Glenfiddich jest jedną z destylarni na wspomnianym szlaku. Coraz liczniejsze festiwale whisky szkockiej – w Speyside, na Islay, w Highlands, czy ostatnio na Hebrydach – to inicjatywy lokalne, mające na celu uatrakcyjnienie wizyt w poszczególnych regionach i wsparcie lokalnych gospodarek. Czy też, jak kto woli, próba uszczknięcia choć okruchów z tego obfitego tortu przez tych, którzy na co dzień znoszą niedogodności związane z funkcjonowaniem destylarni, wzmożonym ruchem ciężarówek, cystern i okazjonalnymi blokadami dróg, gdy jakaś destylarnia postanowi uruchomić sprzedaż jakiejś limitowanej edycji swojej whisky.
Przy okazji okrągłej rocznicy funkcjonowania Visitor Centre w Glenfiddich, warto sobie uświadomić, że to właśnie ta destylarnia z Doliny Jeleni utorowała drogę do takiego rozwoju szkockiej turystyki. I choć na chwilę przestać sarkać, że przecież Glenfiddich to najbardziej podstawowa podstawka.
Osobom, które chciałyby zapoznać się z niezwykle bogatą ofertą destylarni Glenfiddich i we własnym zakresie uświetnić 50-lecie tamtejszego Visitor Centre, polecamy aktualną ofertę whisky z Doliny Jeleni, dostępną za pośrednictwem Domu Whisky Online.
[12.07.2019]
Pokaż więcej wpisów z
Lipiec 2019